Dzisiejszy wpis będzie bardziej poświęcony grom… to chyba dobrze 😉 Nim jednak opiszę tytuły jakie udało mi się poznać (i pewne ciekawostki), odpowiem na pytania jakie dostałem. W Norymberdze większość gier to prototypy (chodzi o nowe gry), tak samo wyglądały moje. Zarówno Qubix jak i Łowcy smoków pokazane były jako prototypy. Qubix dużo bardzie zaawansowany – gra ma pojawić się w okolicy marca; Łowcy pod postacią mojego prototypu.
Same targi różnią się mocno od targów w Essen. Na tych drugich nie tylko jest więcej ludzi (tysiące graczy), ale również jest inny sortyment. W Norymberdze wystawiane są przede wszystkim gry znanych wydawców kierowane do większego odbiorcy. Nie ma tu gier dla geeków, a jeśli są to bardzo rzadko. Jak wspomniałem wyżej, sporo gier to prototypy przedprodukcyjne o których opowiadają wydawcy, w które rzadko można zagrać. No i ostatnia, jakże ważna różnica, w Norymberdze gier się nie kupuje… co czasami boli 😉
Wczoraj obiecałem napisać coś o Loch Ness… problem w tym, że w ubiegłym roku pojawiły się dwie takie gry. Postanowiłem opisać obie 😉 Jedną wydała Granna, w tą udało mi się zagrać, drugą Hans im Gluck, tą przedstawiono mi na stoisku.
Loch Ness by Granna (autorem jest Walter Obert), to gra przeznaczona dla młodszego gracza. Pięknie zilustrowana przez Piotra Sochę, z zabawnymi figurkami szukających potwora fotografów i samego potwora (w trzech częściach) zaciekawi każdego małego planszówkowicza… i nie tylko. Co ważne, rodzice według mnie powinni bawić się w ta grę również dobrze. Plansz przedstawia jezioro, w którym kryje się tytułowy Potwór, gracze dookoła jeziora (w punktach widokowych) ustawiają swoich fotografów, a następnie rzucają kością. Potwór przesuwa się o określoną liczbę pól (determinowaną rzutem), a po ruchu sprawdzane jest czy jest w zasięgu „wzroku” fotografów. Jeśli tak, gracz „robi tyle zdjęć” ile części potwora widzi. Robienie to najzabawniejsza i najbardziej losowa część gry… gracz po prostu losuje z woreczka karty (kształtu i grubości np. Wilków i owiec), a na nich narysowane są wykonane zdjęcia… bardzo różne. Jedne wyraźne, piękne, inne rozmazane, prześwietlona… wszystkie z różną liczbą punktów. Gracz z pośród wylosowanych wybiera jedno, ten kto na koniec gry ma najwięcej (punktów) wygrywa. Zamiast rzutu kością, gracz może również przemieścić jednego z fotografów. Proste zasady, świetny pomysł na robienie zdjęć, emocje przy ich losowaniu to zalety gry. Wady… oczywiście gra nie dla geeków, bo jednak wylosować można wszystko… ale czy to istotne w tego rodzaju zabawie?
Równie ciekawą, ale przeznaczoną dla trochę starszych graczy, jest Loch Ness Hans im Gluck (autorstwa Ronalda Wetteringa). W tym ku zaskoczeniu dookoła wyspy gracze obstawiają swoich fotografów i… robią zdjęcia 🙂 Różnica jest taka, że za każdym razem gracze obstawiają (w Grannie tylko na początku, a potem zamiast rzutu kością), każdy ma swój zestaw kart o wartości 1-5, karty gracze w tajemnicy wykładają, następnie odsłaniają i potwór przesuwa się o liczbę pól równą sumie wartości kart. Ten mechanizm wbrew pozorom wydaje się być bardziej losowy (niż ruch kością u Granny), ponieważ jest mniej pól i potwór może szybciej poruszać się… przez co trudniej go „złapać”. Jeśli zatrzyma się w polu widzenia fotografa, ten robi zdjęcie wartości takiej jakim fotografem jest. Każdy fotograf przedstawiony jest krążkiem na którym jest cyfra (jakość fotografa). Po zrobieniu zdjęć oznaczamy to na listwie punktacji. Gracz który na koniec ma najwięcej punktów wygrywa. Ciekawie zaimplementowany jest koniec gry… na listwie jest drewniana figurka małego potwora, która porusza się co turę o tyle punktów ruchu co duży potwór (na jeziorze), i gdy dotrze do końca listwy… gra kończy się. Gracz ma do dyspozycji również pomocników, których obstawia na dodatkowych polach akcji (jednym co turę), które to pola ułatwiają nam zadanie, zmniejszają element losowy ruchów itp. Z czasem pewnie można próbować też zapamiętywać jakie karty kolejni gracze wyłożyli, przez co szacować gdzie zatrzyma się potwór. Ten Loch Ness wydaje się być również zabawny, jak będę miał okazję to z ciekawością zagram.
Całkiem inną, ciekawą rzecz znalazłem na stoisku Holenderskiej firmy DGT, produkującej zegary do szachó/go. Wymyślili zegar dla 4 i 6 graczy. dla 4 ma kształt czworościanu foremnego, dla 6 – kostki. Na ściankach mają wyświetlacze wskazujące ile czasu graczowi zostało na ruch, ścianki są różnych kolorów, po wykonaniu ruchu kostkę odwraca się i to co jest na górze staje się aktywne… zaczyna odliczać czas. Genialne, proste rozwiązanie i… uwaga… prawdopodobnie będzie do kupienia w Polsce 🙂 Tutaj możecie zobaczyć jak to wygląda.
Kolejna ciekawostka wczorajszego dnia to gra… zręcznościowa… spiral-billard. Mógłbym opisywać jak to wygląda, jaka jest „mechanika”, ale… zobaczcie tutaj pierwsza animacja mówi wszystko. Gra jest… niesamowicie… miodna. Banalna, ale taka, że gdy raz się spróbuje chce się więcej… a przedstawiający ją wystawcy potrafili zachwycić, umieszczając prawie za każdym razem kulkę tam gdzie chcą. Gra dostępna jest w kilku rozmiarach, począwszy od malutkiej za kilkanaście euro w hurcie do olbrzymich plansz, na których gra się kulami bilardowymi, za kilkaset euro jedna. To co powala, to super wykonanie… jedyne czego się obawiam, to tego, że może się za szybko znudzić… co przy zakupie planszy za 500E może boleć ;-).
Niestety nie mam już czasu opisywać dalszych gier, muszę zbierać się na śniadanie (specjalnie wstaję szybciej, żeby coś naskrobać). Jutro postaram się opisać Pantheon, który wczoraj poznałem.
Ps. Qubix ma bardzo dobry odbiór… co mnie oczywiście bardzo cieszy, spore zainteresowanie wzbudziły też Łowcy smoków 🙂
Dzisiejszy wpis będzie bardziej poświęcony grom… to chyba dobrze 😉 Nim jednak opiszę tytuły jakie udało mi się poznać (i pewne ciekawostki), odpowiem na pytania jakie dostałem. W Norymberdze większość gier to prototypy (chodzi o nowe gry), tak samo wyglądały moje. Zarówno Qubix jak i Łowcy smoków pokazane były jako prototypy. Qubix dużo bardzie zaawansowany – gra ma pojawić się w okolicy marca; Łowcy pod postacią mojego prototypu.
Same targi różnią się mocno od targów w Essen. Na tych drugich nie tylko jest więcej ludzi (tysiące graczy), ale również jest inny sortyment. W Norymberdze wystawiane są przede wszystkim gry znanych wydawców kierowane do większego odbiorcy. Nie ma tu gier dla geeków, a jeśli są to bardzo rzadko. Jak wspomniałem wyżej, sporo gier to prototypy przedprodukcyjne o których opowiadają wydawcy, w które rzadko można zagrać. No i ostatnia, jakże ważna różnica, w Norymberdze gier się nie kupuje… co czasami boli 😉
Wczoraj obiecałem napisać coś o Loch Ness… problem w tym, że w ubiegłym roku pojawiły się dwie takie gry. Postanowiłem opisać obie 😉 Jedną wydała Granna, w tą udało mi się zagrać, drugą Hans im Gluck, tą przedstawiono mi na stoisku.
Loch Ness by Granna, to gra przeznaczona dla młodszego gracza. Pięknie zilustrowana przez Piotra Sochę, z zabawnymi figurkami szukających potwora fotografów i samego potwora (w trzech częściach) zaciekawi każdego małego planszówkowicza… i nie tylko. Co ważne, rodzice według mnie powinni bawić się w ta grę również dobrze. Plansz przedstawia jezioro, w którym kryje się tytułowy Potwór, gracze dookoła jeziora (w punktach widokowych) ustawiają swoich fotografów, a następnie rzucają kością. Potwór przesuwa się o określoną liczbę pól (determinowaną rzutem), a po ruchu sprawdzane jest czy jest w zasięgu „wzroku” fotografów. Jeśli tak, gracz „robi tyle zdjęć” ile części potwora widzi. Robienie to najzabawniejsza i najbardziej losowa część gry… gracz po prostu losuje z woreczka karty (kształtu i grubości np. Wilków i owiec), a na nich narysowane są wykonane zdjęcia… bardzo różne. Jedne wyraźne, piękne, inne rozmazane, prześwietlona… wszystkie z różną liczbą punktów. Gracz z pośród wylosowanych wybiera jedno, ten kto na koniec gry ma najwięcej (punktów) wygrywa. Zamiast rzutu kością, gracz może również przemieścić jednego z fotografów. Proste zasady, świetny pomysł na robienie zdjęć, emocje przy ich losowaniu to zalety gry. Wady… oczywiście gra nie dla geeków, bo jednak wylosować można wszystko… ale czy to istotne w tego rodzaju zabawie?
Równie ciekawą, ale przeznaczoną dla trochę starszych graczy, jest Loch Ness Hans im Gluck. W tym ku zaskoczeniu dookoła wyspy gracze obstawiają swoich fotografów i… robią zdjęcia 🙂 Różnica jest taka, że za każdym razem gracze obstawiają (w Grannie tylko na początku, a potem zamiast rzutu kością), każdy ma swój zestaw kart o wartości 1-5, karty gracze w tajemnicy wykładają, następnie odsłaniają i potwór przesuwa się o liczbę pól równą sumie wartości kart. Ten mechanizm wbrew pozorom wydaje się być bardziej losowy (niż ruch kością u Granny), ponieważ jest mniej pól i potwór może szybciej poruszać się… przez co trudniej go „złapać”. Jeśli zatrzyma się w polu widzenia fotografa, ten robi zdjęcie wartości takiej jakim fotografem jest. Każdy fotograf przedstawiony jest krążkiem na którym jest cyfra (jakość fotografa). Po zrobieniu zdjęć oznaczamy to na listwie punktacji. Gracz który na koniec ma najwięcej punktów wygrywa. Ciekawie zaimplementowany jest koniec gry… na listwie jest drewniana figurka małego potwora, która porusza się co turę o tyle punktów ruchu co duży potwór (na jeziorze), i gdy dotrze do końca listwy… gra kończy się. Gracz ma do dyspozycji również pomocników, których obstawia na dodatkowych polach akcji (jednym co turę), które to pola ułatwiają nam zadanie, zmniejszają element losowy ruchów itp. Z czasem pewnie można próbować też zapamiętywać jakie karty kolejni gracze wyłożyli, przez co szacować gdzie zatrzyma się potwór. Ten Loch Ness wydaje się być również zabawny, jak będę miał okazję to z ciekawością zagram.
Całkiem inną, ciekawą rzecz znalazłem na stoisku Holenderskiej firmy DGT, produkującej zegary do szachó/go. Wymyślili zegar dla 4 i 6 graczy. dla 4 ma kształt czworościanu foremnego, dla 6 – kostki. Na ściankach mają wyświetlacze wskazujące ile czasu graczowi zostało na ruch, ścianki są różnych kolorów, po wykonaniu ruchu kostkę odwraca się i to co jest na górze staje się aktywne… zaczyna odliczać czas. Genialne, proste rozwiązanie i… uwaga… prawdopodobnie będzie do kupienia w Polsce 🙂
Kolejna ciekawostka wczorajszego dnia to gra… zręcznościowa… spiral-billard. Mógłbym opisywać jak to wygląda, jaka jest „mechanika”, ale… zobaczcie tutaj http://www.spiral-billard.com/ pierwsza animacja mówi wszystko. Gra jest… niesamowicie… miodna. Banalna, ale taka, że gdy raz się spróbuje chce się więcej… a przedstawiający ją wystawcy potrafili zachwycić, umieszczając prawie za każdym razem kulkę tam gdzie chcą. Gra dostępna jest w kilku rozmiarach, począwszy od malutkiej za kilkanaście euro w hurcie do olbrzymich plansz, na których gra się kulami bilardowymi, za kilkaset euro jedna. To co powala, to super wykonanie… jedyne czego się obawiam, to tego, że może się za szybko znudzić… co przy zakupie planszy za 500E może boleć ;-).
Niestety nie mam już czasu opisywać dalszych gier, muszę zbierać się na śniadanie (specjalnie wstaję szybciej, żeby coś naskrobać). Jutro postaram się opisać Pantheon Michaela Tummelhofera, który wczoraj poznałem.
Ps. Qubix ma bardzo dobry odbiór… co mnie oczywiście bardzo cieszy, spore zainetersowanie wzbudziły też Łowcy smoków 🙂